Granie i śpiewanie w kuchni jednakże jakkolwiek było bardzo zajmującym mnie zajęciem, to jednak po pewnym czasie już nie wystarczało…
W czasach mojej wczesnej młodości w Łańcucie odbywały się tzw. „ARTAMY” czyli przeglądy młodych zespołów w Łańcuckim MDK. W drugiej klasie szkoły średniej byłem jeszcze nieco nieśmiały do śpiewania i pamiętam, że wybrałem się na przegląd tegoż łańcuckiego „festiwalu”. 🙂 Grali tam moi koledzy nazywając się już nie pamiętam jak, ale pamiętam za to bardzo dobrze, że właśnie w czasie jednego z takich występów zapragnąłem także publicznie śpiewać. Decyzja została podjęta, pozostało jeszcze tylko przekuć moje pragnienie w czyn!
Chodzą mi po głowie bardzo natrętne myśli…
Właściwie to biję się z myślami czy o tym napisać czy nie, ale jednak napiszę. Mam cały czas w umyśle dwa teksty, które napisałem mając 15 czy 16 lat i chociaż dzisiaj wydają mi się one strasznie banalne i pozbawione jakichkolwiek wartości literackich/artystycznych, to podzielę się z Wami nimi tutaj.
Pierwsza piosenka już nie pamiętam jaki nosiła tytuł, ale tekst był zdecydowanie pacyfistyczny, a jedyna fraza jaką jeszcze z niego pamiętam brzmiała tak:
„Widziałem jak bili chłopaka,
Kopami i uderzali.
On chciał jeszcze wstać.
Lecz był obolały”.
Strasznie to marne… wiem. 🙂 Takie jednak były moje początki jako tekściarza.
Drugi tekst jaki pamiętam był wyznaniem miłosnym do Magdaleny, czyli mojej niespełnionej wakacyjnej miłości, którą poznałem w ogrodzonym pływającymi piankami miejscu do kąpieli w zalewie w malowniczej miejscowości Ożanna. Byłem wtedy z Rodzicami i Siostrami na wczasach i tam poznałem tą piękną nastoletnią piękność. Pamiętam, że miała jędrne opalone smagłe ciało, długie czarne włosy, brązowe oczy, była dla mnie miła, ale nie specjalnie ją pociągałem… Acha, no i przy niej zawsze się rumieniłem. A oto i „werterowskie dzieło”, jakie powstało na Jej cześć:
„Kocham Ją, lecz Ona mnie nie
I nie wiem co z sobą począć mam
Nie mogę bez Niej dłużej żyć
A Ona ze mnie śmieje się
REF:
O Magdaleno, Magdaleno, ooo
Ta dziewczyna doprowadza mnie
Do rumienienia się!”
Co za gówno…! 🙂
A teraz szybkim nurem wskoczymy do salki w czasie lekcji języka polskiego, gdzie miał miejsce mój pierwszy w historii występ sceniczny! 😉
Od tej wspomnianej przeze mnie wcześniej „ARTAMY” cały czas myślałem, co zrobić, ażeby „zaistnieć” jako nie tylko gitarzysta, ale przede wszystkim wokalista. W czasach mojej młodości popularną rzeczą było uczenie się wierszy na pamięć i deklamowanie ich podczas lekcji języka polskiego na środku sali przed całą klasą.
Pewnego dnia mnie olśniło!
„A co, gdyby tak zamiast zadeklamować wiersz, po prostu go zaśpiewać akompaniując sobie na gitarze?” Jak pomyślałem tak też zrobiłem. Miałem problemy z zapamiętywaniem tekstów wierszy, dlatego wydało mi się to tym bardziej atrakcyjną opcją. Zapytałem mojej ówczesnej „pani od języka polskiego” czy zgodziłaby się, ażebym wyjątkowo zaśpiewał tekst wiersza, zamiast go deklamować. Poprosiłem także, ażebym mógł mieć otworzoną książkę z tym tekstem przed sobą, ażeby w razie czego, mógł sobie „rzucić okiem” na niego, bo jakby to było, gdybym w trakcie śpiewania nagle zapomniał tekstu… Moja nauczycielka była zachwycona tym pomysłem, ja byłem zachwycony jej aprobatą dla mojego pomysłu, a w konsekwencji cała klasa była zachwycona moim spektakularnym występem! Wszyscy klaskali na stojąco, dostałem szóstkę za to co zrobiłem publicznie, był to jeden z najpiękniejszych dni w moim dotychczasowym 17-letnim życiu! 🙂
Później już sprawy nabrały rozpędu… Zaczęły się próby w kolejnych szkolnych bandach, gdzie już byłem wokalistą, a nie gitarzystą!

Występ na Szkolnym Apelu w I LO w Łańcucie.
Rok później już sam wystąpiłem na „ARTAMIE” jako wokalista tak jak sobie to zaplanowałem. To był mój właściwy debiut sceniczny, gdyż występowałem dla publiczności, którą stanowili nie tylko uczniowie i nauczyciele, ale „zwykli ludzie”, którzy tam się wtedy pojawili.
Zespół z którym wtedy wystąpiłem nazywał się WODA PITNA, wykonaliśmy w sposób brawurowy utwór zespołu The Beatles pt.: „Twist And Shout” czym wprawiliśmy całą salę w ogólny stan niekłamanej euforii. Nawet zachowało się nagranie audio z tego pięknego dnia.
Proszę bardzo, tak właśnie było…
Po tym występnie nabrałem większej pewności siebie, nie byłem już tylko przeciętnym uczniem z przewagą „3” i „4” na świadectwach szkolnych, ale zostałem lokalną gwiazdą i śpiewałem na różnych apelach szkolnych. Ostatnim występem w szkole było zagranie seta na mojej własnej Studniówce. Nie wspominam tego za dobrze…

Występ na własnej studniówce
Jakkolwiek sam występ się udał, to ja będąc /kolejny to już raz…?/ nieszczęśliwie zakochany… tym razem w koleżance, która zgodziła się ze mną pójść na studniówkę; musiałem przełknąć gorzką pigułkę, gdyż moja „osoba towarzysząca” spadła tej studniówkowej nocy ze schodów, a raczej odegrała taką scenkę podczas mojej nieobecności przy niej i pod tym pretekstem opuściła mnie około godz. 1 w nocy… Zostałem sam. Byłem ja, pijani świetnie bawiący się kumple ze swoimi „drugimi studniówkowymi połowami” oraz kiełkująca w mojej głowie myśl… I właśnie wtedy podjąłem kolejną istotną życiową decyzję: „Zostanę prawdziwą gwiazdą rocka i jeszcze im wszystkim pokażę!” /w domyśle „wszystkim dziewczynom”, które mnie nie chciały/. 🙂
Koniec Części 2 – nie ostatniej. 😉